podchodzac do lozka nadmuchanego leczniczym powietrzem ze skrzynki zadrzaly mi gdyby-sztuczne szczeki. babcia usmiechnela sie fioletem jednoprocentowego roztworu gencyjany, zgniotla moja zapierscieniowana dlon, w swojej (poko stkowanej) i przedzierajac sie przez dzwiek pompki swiezego tlenu stwierdzila: maz ladny nie musi, ale dobry obowiazkowo byc winien.
Dodaj komentarz